Odcięci od sieci, złapaliśmy wiatr w żagle

Pod koniec maja pojechaliśmy dwoma pociągami do Giżycka.  Chwilę po dotarciu zostaliśmy odcięci od świata wirtualnego. Musieliśmy oddać telefony. Początkowo nas to oburzyło, lecz z czasem okazało się być dobrym pomysłem. Następnego ranka po szybkim szkoleniu z zakładania kapoków, wypłynęłyśmy na ,,suchego przestwór oceanu”. Pogoda nie potraktowała nas łagodnie, fale były ,,zabójcze” – szczególnie dla osób z chorobą morską. Ze względu na ekstremalne warunki nie dobiliśmy do zamierzonego portu. Jedna łódka w ogóle nie dotarła. Sztynort, bo tak nazywał się port, który finalnie ,,zdobyliśmy” okazał się fascynującym miejscem mieszania się różnych wpływów kulturowych. Mieliśmy szansę zobaczyć współczesny, mistyczny pomnik Buddy oraz pozostałości po siedemnastowiecznym pałacu rodu Lehndorffów.

Dzięki p. Klepaczewskiej – naszej biolożce- zatopiliśmy się w niesamowity świat sztynorskiej flory. Kolejnego dnia kontynuowaliśmy żeglowanie, lecz tym razem w sprzyjających warunkach – słońce przyjemnie grzało a wiatr nie urywał nam głów. Jeszcze tego samego dnia naszym oczom ukazał się dziki i tajemniczy Nowy Harsz. Tam po południu Henryk Małolepszy, na co dzień p. Mościcki – nasz pan od sportu – zachwycił nas swoją grą na banjo. Po tym wspaniałym występie mieliśmy szansę ogrzać się przy ognisku.

Następnego ranka, gdy apel p. Jarnickiego dobiegł końca, wyruszyliśmy na najdłuższy rejs tej wycieczki. Po około pięciu godzinach dotarliśmy z powrotem do Giżycka – pięknego mazurskiego miasta. Błękitna szkoła dobiegła końca. Zapamiętamy ją jako ciekawe i wesołe doświadczenie wspólnie spędzonego czasu. 

(tekst: Natalia B., Zosia C., Stanisław K. i Nina R.; redakcja: Beata Ciacek; zdjęcia: Dorota Grzywacz) 

WRÓĆ DO AKTUALNOŚĆI